Kirgistan to jedyny „stan” regionu, który nie wymaga wizy. Nic więc dziwnego, że liczba turystów z roku na rok stale się powiększa, osiągnąwszy w 2015 roku liczbę ponad 3,5 miliona odwiedzających. Najwięcej z Rosji i Kazachstanu, chociaż niemało było również Francuzów, Szwajcarów, Amerykanów czy nawet Izraelczyków. Co skłania ich do odwiedzenia tego zakątka świata? Oczywiście góry. Masywne skały Pamiru i Tienszanu przyciągają wielbicieli wspinaczki, wypraw trekkingowych – pieszych lub konnych, a zimą – amatorów białego szaleństwa. Latem zaś prawdziwe oblężenie miejscowych oraz Kazachów i Rosjan przeżywa Issyk-kul – drugie co do wielkości jezioro górskie na świecie. Tak więc baza turystyczna jest całkiem nieźle rozwinięta, obejmująca również noclegi w tradycyjnych jurtach. Chociaż trzeba liczyć się, że za te same pieniądze co w Polsce standard będzie niższy.
Kirgizi posługują się na co dzień dwoma językami: rosyjskim i kirgiskim. Osoby, nie znające żadnego z tych języków mogą mieć poważne problemy z komunikacją. Nie mówię tutaj o hostelach czy hotelach, ale zwykłych kontaktach z mieszkańcami na rynku, w marszrutce (busie) czy taksówce. Bo trzeba przyznać, że Kirgizi są niezwykle otwartymi ludźmi, chętnymi do pomocy i niezwykle gościnnymi. Chętnie podejmują rozmowę, pytają się o rodzinę, pracę, średnie zarobki w Polsce i stan cywilny. Mniej więcej w takiej kolejności. Po wymianie kilku zdań, następuje wymiana numerów telefonów. Szczerze mówiąc, przez 3 tygodnie w Kirgistanie moja lista kontaktów zwiększyła się znacznie szybciej niż przez 3 miesiące mieszkania w Poznaniu.
Tutaj bez telefonu jak bez konia. Punkty doładowania konta można znaleźć praktycznie na każdym kroku, nawet w Konserwatorium Narodowym. Tam zresztą europejscy melomani przechodzą ciężkie chwile, gdyż oprócz muzyki i śpiewu, słyszą również rozlegające się dzwonki komórek i niczym nieskrępowane rozmowy. Sama procedura doładowania konta jest dość specyficzna. Podajemy nasz numer telefonu komuś z obsługi klienta – to może być pani w kiosku ala Ruch albo po prostu osoba przy stoliku pod parasolem – podajemy kwotę doładowania, ona wydzwania gdzieś-lecz-nie-wiadomo-gdzie i na naszej komórce pojawia się esemes z sukcesem zakończonym doładowaniem.
Nic więc dziwnego, że największą popularnością cieszy się Whatsapp. Jako, że spacer po jakimkolwiek azjatyckim mieście wywołuje wrażenie, że selfie jest największym osiągnięciem w dziejach ludzkości – sporą popularnością cieszy się również Instagram. Za to Facebook ma wciąż silną konkurencję ze strony rosyjskich odpowiedników: VKontakte i Odnoklassniki.
Kiedy już przy sieciach społecznościowych jesteśmy warto wspomnieć historię, która rozpaliła Kirgizów do czerwoności. Na początku stycznia jeden wpis na Facebooku kosztował pewnego Anglika deportację, a mało brakowało, a zakończyłoby się postawieniem zarzutów o podżeganie do międzynarodowej nienawiści. Co takiego zrobił nieostrożny Anglik? Porównał narodowe danie Kirgizów chuk-chuk (kiełbasa z koniny) do… no sami zobaczcie na screenie. Oburzeni pracownicy konglomeratu, w którym pracował Anglik zastrajkowali, a jemu samemu przyznano ochronę.
Tak więc, korzystać z gościny trzeba umieć. Tak samo jak korzystać z sieci społecznościowych. I to niezależnie od szerokości geograficznej.
Sprawdź w 90 sekund, jak Twoja strona radzi sobie w sieci!
Pod lupę bierzemy aż 70 różnych parametrów.
Odbieraj regularną dawkę wiedzy i nowości ze świata digital marketingu!
Zero spamu, tylko konkrety!
Na dobry start
proponujemy Ci bezpłatnie: