Sieci społecznościowe i wyszukiwarki internetowe interesują się nie tylko tym, co klikamy, ale również z jakiego miejsca to robimy. Dlatego włączona opcja lokalizacji może skutecznie popsuć nawet najbardziej daleką podróż. Tzn. taką odbytą na Google Street Viev, a nie w rzeczywistości. Co prawda można oszukać Facebooka i kombinować co nieco z lokalizacją, ale jak wiadomo – kłamstwo ma krótkie nogi.
Głośne (a raczej czytelne) odliczanie do urlopu, urlopeczku, urlopunia może doprowadzić do białej gorączki u osób, które zaglądają na społecznościówki przed wyjściem do pracy. Również codzienne informowanie, że właśnie popija się pinacoladę pod palemką a ciepłe morze muska nasze bose stópki, znudzi nawet najbardziej przychylnie do nas nastawionych znajomych.
O ile publikujemy to wszystko na swojej tablicy, to jeszcze pół biedy – jaki pan, taki kram. Ale są osoby, które koniecznie muszą podkreślić obecność za granicą również w komentarzach do postów znajomych i nieznajomych. Wyprzedaż w markecie? Brałbym, ale jestem na Krecie. Ogłoszenie o czyszczeniu komina? Złapałbym się za guzik, ale właśnie pływam w basenie. Zbieraniem takich subtelnych wskazówek lokalizacyjnych zajmował się nieistniejący już fanpage Zagranico. Tutaj zostały zamieszczone najsmaczniejsze jego kąski.
Wyjątek od reguły: trekking w Afganistanie i w innych miejscach z alertem MSZ – warto informować rodzinę i bliskich, że mamy się dobrze.
Rada, która sprawdza się zarówno na kontach osobistych, jak również firmowych. To oczywiste, że wraca się z urlopu bogatszym o nawet kilkadziesiąt gigabajtów zdjęć i filmów. Tak jak trudno zachęcić kogokolwiek do przeklikiwania się przez galerię slajdów, tak nie ma co liczyć, że komukolwiek będzie chciało się oglądać setkę zdjęć. Dlatego warto wybrać te najciekawsze oraz najmniej banalne. Krzywą Wieżę w Pizie czy też Big Bena widział każdy, więc warto pomyśleć o nietuzinkowym ich ujęciu
Nawet najbardziej udane zdjęcie nie zwróci uwagi masowej liczby odbiorców bez odpowiedniego podpisu. Dlatego warto użyć hashtagów z nazwą miejsca, w którym się znajdujemy lub określeniem, tego co na nim się znajduje. Pamiętajmy jednak, że hashtagi są dla nawigacji, nie do szyfrowania wiadomości. I nawet najbardziej wymyślny hashtag prawdopodobnie będzie bawił tylko nas.
Oczywiście nie chodzi o prezentację samej twarzy (chociaż tu też warto zachować wyczucie), ale zastanowienie się, czy wypada fotografować się (i upubliczniać) na tle miejsc pamięci lub kultu. A że nie ma z tym żartów, przekonało się już kilkoro turystów. Trzech francuskich podróżników zostało spakowanych w samolot deportacyjny po tym jak sfotografowali się nago na tle kompleksu Angkor Wat w Kambodży. Za to pewien angielski inżynier opublikował post w którym użył dość nieprzyzwoitego porównania w stosunku do narodowego dania Kirgizów. Mogło to się skończyć więzieniem za wzbudzanie nienawiści na tle narodowościowym, ale ostatecznie został wyrzucony z kraju. Nie chodzi jednak o ewentualne sankcje, ale przede wszystkim o szacunek dla lokalnej kultury oraz uniwersalnych wartości. A dość ignoranckie podejście może zakończyć się nie tylko lawiną negatywnych komentarzy, ale również wątpliwą sławą.
Jeśli chodzi o publikowanie postów w sieciach społecznościowych zasada jest jedna: czego nie robiłbyś w realu, nie rób w Internecie. Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy dosiadywali się do obcych ludzi w tramwaju i pokazywali im album ze zdjęciami. Albo urządzali prezentację kilkuset fotografii dla każdego gościa w naszym domu, z listonoszem włącznie. Dlatego warto zwrócić uwagę na oryginalność i jakość publikowanych treści, a nie ich ilość. W innym przypadku, nasi znajomi i followersi nie zawahają się użyć przycisku „Przestań obserwować użytkownika”.
Sprawdź w 90 sekund, jak Twoja strona radzi sobie w sieci!
Pod lupę bierzemy aż 70 różnych parametrów.
Odbieraj regularną dawkę wiedzy i nowości ze świata digital marketingu!
Zero spamu, tylko konkrety!
Na dobry start
proponujemy Ci bezpłatnie: