Pierwszym systemem piśmienniczym było pismo piktograficzne. Schematyczne, proste obrazki miały odzwierciedlać konkretny przekaz – jedne były odzwierciedleniem wyłącznie jednego słowa, inne zaś przedstawiały konkretne zjawisko bądź oddawały znaczenie całego wyrażenia. Przedstawiały przedmioty, czynności, osoby i miały pomagać w komunikacji oraz oswajaniu rzeczywistości. Potrzeba lepszego zrozumienia świata, chęć przekazania wiedzy potomnym oraz pragnienie pełniejszej komunikacji z innymi współplemieńcami doprowadziły do rozwoju tej formy piśmiennictwa.
Z piktogramów wykształciły się hieroglify. Z czasem ludzkość porzuciła obrazki i przeszła na pismo głoskowe, czyli alfabet. Sonet Sępa Szarzyńskiego, narodowa epopeja Mickiewicza, czy wiersze Szymborskiej oddawały i oddają nadal wyjątkową kwiecistość oraz elastyczność polskiego języka, co we współczesnej codzienności zdaje się być coraz bardziej pomijane. Popularyzacja urządzeń mobilnych i komunikacji pośredniej (poprzez SMSy, komunikatory internetowe, maile) cofnęła nas niejako do czasów pisma obrazkowego. Emoji to w końcu obrazki.
Emoji wywodzi się z języka i kultury japońskiej, która jako pierwsza doceniła w nowoczesnej komunikacji prostotę oraz uniwersalność przekazu obrazkowego. Nie należy bowiem mylić emoji z emotikonkami. Te drugie są to powszechnie znane „buźki”, które służą do wyrażania emocji. Pokazują uśmiechnięty, rozmarzony, czy zawstydzony wyraz twarzy. Emoji pozwala budować przekaz.
To już nie tylko „buźka” z konkretnym grymasem, to obrazki oddające elementy otaczającej nas rzeczywistości. Pies, kot, góra, chmurka, gwiazda – każdy jest w stanie odgadnąć na podstawie obrazka, że chodzi właśnie o te elementy i to bez względu na kulturę oraz kraj z jakiego pochodzi. Młodzi ludzie oraz osoby zainteresowane nowinkami internetowymi potrafią zbudować na podstawie dostępnych obrazków całą opowieść, ba nawet biografię, czego dokonała Miley Cyrus.
Spotkałam się z tym określeniem języka emoji w jednej z audycji radiowych. Porównanie początkowo mnie oburzyło. Pomyślałam: No nie sądzę! Przecież esperanto to był tradycyjny język. Trzeba się go było uczyć, poznawać od podstaw.
I tu chyba tkwi różnic, choć nie tak duża. Emoji trzeba nauczyć się używać. O ile podstawowe elementy są znane, o tyle ich układ nie zawsze jest zrozumiały dla wszystkich. To trochę jak z kalamburami. Trzeba poszczególne elementy złożyć w jedną zrozumiałą całość. Z pewnością łatwiejsze jest to w przypadku dobrych znajomych, którzy już mają wypracowany pewien system porozumienia się zarówno werbalny, jak i niewerbalny, niż w przypadku kampanii marketingowych kierowanych do dużego ogółu odbiorców. Ale i przed tym nie uciekają znane marki.
A i owszem! Sama byłam zaskoczona jak wiele marek wykorzystuje w swoich przekazach język emoji. Komunikaty budowane z obrazków mają z jednej strony ograniczenia, gdyż kierowane są do konkretnej grupy osób, z reguły młodych ludzi – aktywnie udzielających się w Internecie. Z drugiej strony pozwalają na przekaz pozbawiony słów, a więc języka ergo nie wymagają tłumaczenia. Stają się bardziej uniwersalne i zrozumiałe dla mieszkańców różnych państw. Przez to chętnie wykorzystywane są w reklamie.
Pomimo prostoty emoji nie nazwałabym tej formy komunikacji prostacką. Myślę, że w dobrych rękach może być to świetna zabawa, oparta o grę skojarzeń. Nie jest to jednak mój naturalny język i sądzę, że mimo wszystko szybciej przyjdzie mi napisanie SMSa za pomocą znanych i dobrze oswojonych słów niż zastanawianie się nad budowaniem przekazu z emoji.
Sprawdź w 90 sekund, jak Twoja strona radzi sobie w sieci!
Pod lupę bierzemy aż 70 różnych parametrów.
Odbieraj regularną dawkę wiedzy i nowości ze świata digital marketingu!
Zero spamu, tylko konkrety!
Na dobry start
proponujemy Ci bezpłatnie: