Osoby śledzące nowinki w IT z pewnością pamiętają, jak przed rokiem świat obiegła sensacyjna wiadomość o książce napisanej przy współudziale komputerowych algorytmów. Powieść nie tylko została opublikowana i życzliwie przyjęta przez niektórych krytyków, ale przeszła nawet wstępny etap eliminacji w japońskim konkursie literackim. Oczywiście program nie napisał swojego dzieła od podstaw, a bazował na słowach, frazach i całych zdaniach wprowadzonych przez informatyków. Z drugiej jednak strony – konstrukcja, fabuła, dialogi to jego dzieło, może więc najuczciwiej byłoby tu mówić o współautorstwie kilku ludzi oraz maszyny.
Nieco wcześniej, w 2010 roku, w Stanach Zjednoczonych założono firmę dostarczającą oprogramowanie i nazwano ją „Narrative Science”. Trudno oddać pełne znaczenie tego terminu, ponieważ w języku polskim słowo „nauka” może oznaczać zarówno humanistykę, jak i przedmioty ścisłe. Tymczasem w angielskim (przynajmniej dotychczas) słowo science odnosiło się do nauk przyrodniczych, a narrative (narracja) było pojęciem przewijającym się jedynie w literaturoznawstwie i naukach społecznych. Amerykański koncern połączył obie dziedziny wiedzy, by dostarczyć swoim klientom aplikacje rozwiązujące różne językowe problemy.
Jednym z jego dzieci jest StatsMonkey, czyli tzw. „robot dziennikarski”. Ten program, analizując wyniki meczów baseballowych i statystyki poszczególnych zawodników, potrafi napisać artykuł do gazety sportowej.
Innym programem jest Quill (ang. „gęsie pióro”), który świetnie odnajduje się w wielu znanych i cenionych firmach. Działa on podobnie, jak StatsMonkey – analizując dane biznesowe, wybiera to, co w nich najważniejsze, by stworzyć zrozumiałe, trafiające do czytelnika teksty.
Równie ciekawych odkryć dokonali naukowcy z Literary Lab. Swoją drogą, jest to kolejne połączenie słów, które zwykle, także w języku polskim, nie występowały obok siebie inaczej jak w formie metafory – „literackie laboratorium”. Stworzony przez nich algorytm opiera się na zastosowaniu technologii Big Data. Dzięki niej komputer jest w stanie „przeczytać” 5000 książek. Krytykowi literackiemu zeszłoby na to prawie 14 lat (zakładając optymistycznie, że byłby w stanie czytać jedną powieść dziennie). Na podstawie lektury algorytm wyciąga wszystkie cechy wspólne bestsellerów i pozwala oszacować, czy kolejna książka okaże się wydawniczym hitem.
Dziś już wielu ludziom wydaje się oczywiste, że kwestią czasu pozostaje wyparcie z rynku pracowników fizycznych i zastąpienie ich maszynami oraz robotami. Czy podobny los czeka copywriterów?
Na tę chwilę nie wiadomo, czy programy poradziłyby sobie z napisaniem nawet najprostszych tekstów reklamowych, zapełnieniem katalogów sklepów internetowych czy choćby publikacją krótkiego „precla”. Tym bardziej więc wątpliwe wydaje się, by roboty były w stanie zrealizować wartościową kampanię content marketingową.
W internecie, w którym jest mnóstwo produkowanego przez roboty spamu, użytkownicy coraz częściej szukają szczerych i autentycznych treści, które są produktem ludzi z krwi i kości. Dobry content marketing wzbudza emocje, prezentuje korzyści, a przede wszystkim jest całkowicie unikalny, ponieważ nosi na sobie ślad wyjątkowości jego twórcy. Jego cechą podstawą jest właśnie to, że nie powstał w sposób mechaniczny, ale w pocie czoła.
A nawet jeśli aplikacje będą potrafiły napisać bardzo przekonujące artykuły, to jest jeszcze druga strona medalu. Tekst zawsze był wymianą myśli pomiędzy ludźmi różnych poglądów, odmiennych racji i wartości. Zasiadając do lektury, zasiada się tak naprawdę do spotkania z drugim człowiekiem. Zastąpienie tej tekstowej relacji międzyludzkiej czytaniem mechanicznie stworzonych artykułów, byłoby dość ponurą realizacją antyutopijnej wizji, w której roboty pojawiają się w życiu towarzyskim ludzi.
Poza tym programiści Google i innych wyszukiwarek cały czas ulepszają swoje algorytmy, by skuteczniej odróżniać wartościowe treści od spamu. Nietrudno wyobrazić sobie, że odpowiedzią na powstanie komputerowych copywriterów mogłyby być nowe klasy kodu chroniące użytkownika przed tekstami generowanymi przez algorytmy.
Ciężko też mówić o twórczości programu sensu stricto. Obojętnie jak skomplikowany nie jest kod, z którego składa się program, to każdy przejaw jego twórczości jest tylko iluzją. A bez dobrego pomysłu żadna kampania content marketingowa nie ruszy.
Można tu podać najprostszy przykład z symulacją przypadku przez komputer. Wszystkie liczby losowe w grach RPG, w programach do statystyk i innych aplikacjach są tak naprawdę liczbami pseudolosowymi. Znając odpowiednią ilość danych, bylibyśmy w stanie wskazać, jaką cyfrę wygeneruje program. Oczywiście nie jesteśmy w stanie tego zrobić, dlatego mamy wrażenie, że aplikacja zadziałała w sposób nieprzewidywalny.
Podobnie jest z twórczością. Na wejściu programu musi się pojawić szereg danych – słów kluczowych, fraz, a nawet całych zdań, z których algorytm składa później cały tekst. Bez nich aplikacja nie jest w stanie ruszyć z miejsca. Jeśli więc twórczość oznacza tworzenie czegoś z niczego, to roboty najprawdopodobniej nigdy nie będą w stanie naśladować pod tym względem ludzi. A co za tym idzie – nie zaprogramują strategii reklamowej, która chwyci odbiorców za serca.
To często pierwiastek przypadku decyduje o wartości tekstu. Co więcej, ślepy los ma swój udział również w typowaniu bestsellerów – wspomniany wyżej program do badania potencjalnej popularności danej powieści, uznał sukces Gry o Tron George’a R. R. Martina za aberrację.
Tylko teksty copywriterów (a także dziennikarzy i pisarzy) są prawdziwie twórcze, dlatego na tę chwilę maszyny nie są w stanie wyręczyć ich w pracy. Dobry content marketing wymaga ludzkiego wysiłku i ludzkich emocji, które pozostają na tę chwilę niezastąpione przez zerojedynkowy kod. Ale w przyszłości? Kto wie…
Sprawdź w 90 sekund, jak Twoja strona radzi sobie w sieci!
Pod lupę bierzemy aż 70 różnych parametrów.
Odbieraj regularną dawkę wiedzy i nowości ze świata digital marketingu!
Zero spamu, tylko konkrety!
Na dobry start
proponujemy Ci bezpłatnie: